Harry Potter i Insygnia smierci
 
  Strona startowa
  Forum Harry Potter 7
  Rozdział 01 - Czarny Pan Rośnie w siłę
  Rozdział 02 - In Memoriam
  Rozdział 03 - Dursleyowie Opuszczają dom
  Rozdział 04 - Siedmiu Potterów
  Rozdział 05 - Poległy wojownik
  Rozdział 06 - Ghul w Pidżamie
  Rozdział 07 - Testament Albusa Dumbledore'a
  Rozdział 08 - Wesel
  Rozdział 09 - Kryjówka
  Rozdział 10 - Opowieść Stworka
  Rozdział 12 - Magia to potęga
  Rozdział 13 - Komisja rejestracji Mugolaków
  Rozdział 14 - Złodziej
  Rozdział 15 - Zemsta Goblina
  Rozdział 16 - Dolina Godryka
  Rozdział 17 - Sekret Bethildy
  Rozdział 18 - Życie i kłamstwa Albusa Dumbledore'a
  Rozdział 19 - Srebrna Łania
  Rozdział 20 - Ksenofilius Lovegood
  Rozdział 21 - Opowieść o trzech braciach
  Rozdział 22 - Insygnia Šmierci
  Rozdział 23 - Dwór Malfoya
  Rozdział 24 - Wytwórca różdżek
  Rozdział 25 - Muszelka
  Rozdział 26 - Bank Gringotta
  Rozdział 27 - Ostatnia Kryjówka
  Rozdział 28 - Brakujące Lusterko
  Rozdział 29 - Zaginiony Diadem
  Rozdział 30 - Ucieczka Severusa Snape'a
  Rozdział 31 - Bitwa o Hogwart
  Rozdział 32 - Czarna Różdżka
  Rozdział 33 - Opowieść Księcia
  Rozdział 34 - Znowu w Zakazanym Lesie
  Rozdział 35 - King's Cross
  Rozdział 36 - Luka w Planie
  19 Lat Później
Rozdział 27 - Ostatnia Kryjówka

Nie było żadnych środków sterowania, smok nie widział gdzie leciał, a Harry był pewien, że gdy gwałtownie skręci lub wykona obrót w powietrzu nie będą mieli szansy utrzymać sie na jego szerokim grzbiecie. Niemniej jednak, gdy wspinali się coraz wyżej i wyżej, Londyn coraz bardziej przypominał szaro-zieloną mapę. Harry’ego ogarnęło ogromne uczucie wdzięczności po ucieczce, która wydawała się niemożliwa. Skradając sie nisko po karku bestii, przywarł mocno do jej metalicznych łusek, a zimny podmuch wiatru koił jego poparzoną i pokrytą bąblami skórę. Smok ciął swymi skrzydłami powietrze niczym wiatrak. Za nim, nie wiadomo czy ze strachu, czy z zadowolenia Ron klął z całych sił, a Hermiona wyglądała, jakby płakała.

Po mniej więcej pięciu minutach Harrego opuściło uczucie, że smok ich zrzuci, ale ten wydawał się być skoncentrowany tylko na oddaleniu się jak najdalej od jego podziemnego więzienia. Pytanie, jak i kiedy go opuszczą, pozostawało jednak raczej przerażające.

Nie miał pojęcia, jak długo smoki mogą lecieć bez lądowania, ani jak ten smok, który ledwie widział, mógł zlokalizować dobre miejsce, żeby się zatrzymać. Ciągle rozglądał się wokół, wyobrażając sobie, że czuje swędzenie blizny.

Ile czasu minie, zanim Voldemort dowie się, że włamali się do skrytki Lestrange’ów? Jak prędko gobliny z banku Gringotta powiadomią Bellatrix? Jak szybko zdadzą sobie sprawę, co zostało zabrane? A wtedy, gdy odkryją, że zniknął złoty puchar, Voldemort dowie się, że szukają Horkruksów.

Smok wydawał się tak spragniony świeżego powietrza, że wznosił tak wysoko, że szybowali poprzez wstęgi chłodnych chmur, a Harry nie mógł już rozpoznać tych małych kolorowych kropek, którymi były samochody wjeżdżające i wyjeżdżające ze stolicy. Lecieli dalej ponad wiejskimi domami, ponad zielonymi i brązowymi płatami pól, nad drogami i rzekami, które płynęły przez krajobraz jak matowe i lśniące wstęgi.

 - Wiesz czego on może szukać?- krzyknął Ron, gdy dalej lecieli na północ.

 - Nie mam pojęcia - odkrzyknął Harry. Jego ręce były sparaliżowane od zimna, ale nie odważył się zmienić uchwytu. Zastanawiał się od jakiegoś czasu, co by zrobili, gdyby zauważyli wybrzeże majaczące pod nimi, jeśli smok zmierzał ku otwartemu morzu.

Harry był przemarznięty i zdrętwiały, nie wspominając już o głodzie i pragnieniu. Zastanawiał się, kiedy bestia ostatnio jadła. Na pewno niedługo będzie potrzebowała pożywienia. A gdyby w tym momencie domyślił się, że ma na plecach trzech smakowitych ludzi?

Słońce było coraz niżej nad horyzontem, niebo pociemniało a smok nadal leciał. Miasta i miasteczka pod nimi znikały z pola widzenia, a wielki cień przesuwał się po ziemi jak ogromna czarna chmura.

 - Czy to tylko moja wyobraźnia - krzyknął Ron po długim milczeniu - czy my naprawdę tracimy wysokość?

Harry spojrzał w dół i ujrzał górską zieleń i jeziora, miedziane w blasku zachodzącego słońca. Krajobraz wydawał się być większy i bardziej szczegółowy, gdy zerknął w dół i zastanawiał się czy smok zauważył obecność świeżej wody po odbiciu w niej promieni słonecznych. Leciał coraz niżej i niżej, zataczając wielkie spiralne koła ponad jednym z mniejszych jezior.

 - Skaczemy, kiedy będzie leciał dostatecznie nisko! - krzyknął do nich Harry.

 - Prosto do wody zanim sie zorientuje, że tu jesteśmy! - zgodzili się, Hermiona trochę osłabiona. Teraz Harry widział, jak szerokie żółte podbrzusze smoka rozdzierało powierzchnie wody.

- Teraz!-

Ześlizgnął sie ze smoka i zanurkował, najpierw nogami w kierunku jeziora, upadek był większy niż przypuszczał i spadł jak kamień. Gdy wypłynął na powierzchnię, zobaczył ogromne okręgi rozchodzące się z miejsc gdzie spadli Ron i Hermiona.

Wydawało się, że smok niczego nie zauważył, gdyż był już dwadzieścia metrów dalej, szybując nisko ponad powierzchnią jeziora czerpiąc wode do pyska pokrytego bliznami. Gdy tylko Ron i Hermiona wypłynęli z głębin jeziora smok odleciał bijąc skrzydłami powietrze i wylądował na odległym brzegu rzeki.

 

Harry, Ron i Hermiona płynęli na drugą stronę jeziora. Nie było ono zbyt głębokie, wkrótce trudniejsze było przedostanie sie przez szuwary i błoto niż płynięcie, w końcu zasapani i wykończeni wydostali się na śliską trawę. Hermiona opadła kaszląc i drżąc. Chociaż Harry mógł szczęśliwie położyć się i usnąć, podniósł się na nogi, wyjął różdżkę i zaczął rzucać wokół nich standardowe zaklęcia ochronne.

Kiedy skończył, dołączył do nich. Po raz pierwszy od opuszczenia banku mógł się im dobrze przyjrzeć. Oboje mieli wściekle czerwone poparzenia na twarzach i ramionach, a ich ubrania były wypalone w niektórych miejscach. Krzywili się, gdy polewali liczne rany wyciągiem z Dyptana. Hermiona podała Harry’emu butelkę, później wyciągnęła trzy butelki soku z dyń które wzięła z domku w kształcie muszli (domku z muszli)  jak również czyste, suche ubrania dla nich wszystkich. Przebrali się, a później wypili sok.

 - Więc, z jednej strony -  powiedział w końcu Ron, obserwując odrastającą mu na dłoniach skórę - mamy Horkruksa. Ale z drugiej strony...

 - Nie mamy miecza - powiedział Harry przez zaciśnięte zęby, gdy upuścił kroplę wyciągu z Dyptana na dziurę w spodniach pod którą kryło się poparzenie.

- Nie mamy miecza -  powtórzył Ron. – Ten przebiegły, mały strup...- Harry wyciągnął Horkruksa z kieszeni mokrej kurtki, którą właśnie zdjął i położył go przed nimi na trawie.

- Przynajmniej tym razem nie możemy tego nosić, wyglądało by to troche dziwnie wisząc na szyi - powiedział Ron, wycierając usta wierzchem dłoni.

Hermiona spojrzała poprzez jezioro gdzie na odległym brzegu smok wciąż pił wodę.

- Co się z nim stanie, jak myślicie? – zapytała. – Czy sobie poradzi?

- Mówisz jak Hagrid - powiedział Ron. – To smok, Hermiono, potrafi zadbać o siebie. W tym momencie musimy się martwić o siebie.

- Co masz na myśli?

- No wiesz, nie wiem jak to ująć - powiedział Ron - ale myślę, że już mogli się zorientować, że włamaliśmy się do Gringotta.

Nagle zaczęli się śmiać, tak, że aż nie mogli przestać. Harry’ego bolały żebra, czuł, że jest głodny ale położył się na trawie pod czerwieniącym się niebem i śmiał się aż mu zaschło w ustach.

- Więc co teraz zrobimy? - powiedziała w końcu Hermiona. – On będzie wiedział, no nie? Sam-Wiesz-Kto będzie wiedział, że wiemy o Horkruksach!

 - Może będą zbyt przestraszeni, żeby mu powiedzieć? - powiedział Ron z nadzieją w głosie. – Może to zatuszują.

Niebo, zapach wody i głos Rona były przygaszone. Ból przeciął głowe Harry’ego jak uderzenie miecza. Stał w przyćmionym pokoju, a wokół niego w półkolu stali czarodzieje zwróceni twarzą w jego stronę. Na podłodze u jego stóp klęczała mała trzęsąca się postać.

- Co ty powiedziałeś? - jego głos był wysoki i chłodny, ale furia i strach paliły go w środku. Jedyna rzecz, której się bał... Ale to nie mogła być prawda, nie mógł widzieć jak...

Goblin drżał, był niezdolny żeby spojrzeć w czerwone oczy wysoko ponad nim.

- Powiedz to jeszcze raz! - szepnął Voldemort. - Jeszcze raz!

- Mój Panie - jąkał się goblin, a jego czarne oczy były dzikie i przerażone - m-mój Panie... Próbowaliśmy ich za-zatrzymać...Osz-oszuści, mój Panie, włamali się, włamali..się do...do skrytki Lestrange'ów.

- Oszuści? Jacy oszuści? Myślałem, że Bank Gringotta ma sposoby żeby ujawnić oszustów. Kto to był?

- To był...To był...P-Potter z dwoma kompanami.

- I oni ukradli? - powiedział, podnosząc głos, a strach chwycił go za gardło. - Mów mi natychmiast! Co ukradli?

- M-mały złoty puchar, mój Panie.

Krzyk wściekłości, zaprzeczenia wydobył się z jego ust, ale jakby nie należał do niego. Został doprowadzony do manii, szału, to nie mogła być prawda, to nie jest możliwe, nikt przecież nie wiedział. Jak to możliwe, że ten chłopiec odkrył jego sekret?

"Elder Wand" wystrzeliła w powietrze, a pokój wypełnił się zielonym światłem. Klęczący goblin padł martwy. Obserwujący sytuację czarodzieje rozproszyli się przestraszeni. Bellatrix i Lucjusz Malfoy wyprzedzili wszystkich w ich wyścigu do drzwi, jeden po drugim ludzie zostali powalani przez różdżkę, każdy kto tam był, został zabity, wszyscy za to, że przynieśli mu te wieści, za to, że ktoś wiedział o złotym pucharze.

Sam pomiędzy zwłokami chodził w tą i z powrotem, a one przesuwały się w jego głowie: jego skarby, ich zabezpieczenia, jego gwaranty nieśmiertelności - dziennik został zniszczony, puchar został ukradziony. A co jeśli, co jeśli chłopiec wie o reszcie? Mógł wiedzieć, już to pokazał, ale czy wyśledził więcej z nich? Czy Dumbledore stał za tym? Dumbledore, który zawsze go podejrzewał. Dumbledore, celny w swoich rozkazach. Dumbledore, którego różdżka należała teraz do niego, a który wyszedł na przeciw hańbie śmierci przez chłopca, chłopca...

Ale z pewnością, jeżeli chłopiec zniszczył któregokolwiek z jego horkruksów, on, Lord Voldemort, wiedziałby o tym, czułby to. On, największy czarodziej wszech czasów. On, najpotężniejszy. On, zabójca Dumbledore'a i wielu innych mniej ważnych bezimiennych ludzi. Jak Lord Voldemort mógłby nie wiedzieć jeżeli on, najważniejszy i wybitny, zostałby zaatakowany, skaleczony.

Co prawda, nie czuł, kiedy dziennik został zniszczony, ale myślał, że to dlatego, że wtedy nie miał ciała, więc jak mógł cokolwiek czuć? Będąc mniej niż duchem? Nie, na pewno reszta była bezpieczna... Inne horkruksy musiały być nietknięte.

Ale on musiał wiedzieć, musiał być pewien... Przeszedł wzdłuż pokoju kopiąc zwłoki goblina, a w jego głowie mgliły i paliły się obrazy: jezioro, stara chałupa, Hogwart.

Przeszła go fala spokoju. Skąd niby chłopiec mógłby wiedzieć, że ukrył pierścień w chatce Gaunta? Nikt nawet nie wiedział, że on był spokrewniony z Gauntami, ukrył powiązania, morderstwa nigdy nie były z nim skojarzone. Pierścień z pewnością był bezpieczny.

A jak chłopiec lub ktokolwiek inny mógł wiedzieć o jaskini i jej zabezpieczeniach? Pomysł, że medalion mógł być ukradziony był absurdalny...

To samo tyczy się szkoły. On jeden wiedział, gdzie schował horkruksa, ponieważ on sam odkrywał sekrety tego miejsca...

No i była w końcu Nagini, która pozostawała blisko niego. To nie podlegało wątpliwości, ona była bezpieczny.

Ale żeby mieć pewność, żeby mieć absolutną pewność, musi powrócić do swoich kryjówek, musi podwoić ochronę wokół wszystkich horkruksów. Zadanie, które tak, jak to z Elder Wand, musi wykonać samodzielnie.

Które miejsce powinien odwiedzić jako pierwsze, które było najbardziej zagrożone? Niejasność zamigotała w jego głowie. Dumbledore znał jego pełne imię, Dumbledore mógł go połączyć z Gauntami... Ich opuszczona chatka była prawdopodobnie najbardziej zagrożona ze wszystkich kryjówek, tam właśnie powinien iść najpierw.

Jezioro, z pewnością niemożliwe... Było małe prawdopodobieństwo, że Dumbledore wiedział o jego dawnych wykroczeniach z sierocińca.

No i Hogwart... Ale on wiedział, że tam jego horkruks jest bezpieczny. Byłoby niemożliwym dla Pottera, żeby wejść do Hogsmeade bez wykrycia, napaść na szkołę. Niemniej jednak,  byłoby ostrożniej ostrzec Snape'a, że chłopiec może próbować wejść do zamku. Powiedzieć mu, po co chce wrócić, byłoby głupotą, rzecz jasna. Jego zaufanie do Malfoy'a i Bellatrix było ogromnym błędem. Czy ich głupota i nieostrożność nie udowadniały tego, że niemądre jest jego zaufanie w stosunku do nich?

Tak, odwiedzi najpierw chatkę Gaunta, weźmie ze sobą Nagini. Nigdy więcej nie rozdzieli się z wężem. Wyszedł z pokoju, przeszedł przez hol i dotarł do ciemnego ogrodu z fontanną. Zawołał Nagini językiem węży, a ona przypełzła do niego niczym długi cień...

 

Harry gwałtownie otworzył oczy, gdy powrócił do teraźniejszości. Leżał na brzegu jeziora, podczas gdy słońce zachodziło, a Ron i Hermiona spoglądali na niego. Sądząc po ich zmartwionych spojrzeniach i po ciągle pulsującej bliźnie, jego wyprawa do wnętrza umysłu Voldemorta nie została niezauważona.

Harry szamotał się i drżał lekko zaskoczony, że wciąż jest przemoknięty do suchej nitki. Zauważył przed sobą puchar leżący niewinnie na trawie i jezioro: błękitne, głębokie ze złotą plamą zachodzącego słońca.

 - On wie – jego głos brzmiał dziwnie i nisko po donośnych krzykach Voldemorta.

 -  Wie i zamierza sprawdzić gdzie są pozostałe i ten ostatni. Był już na nogach, jest w Hogwarcie. Wiedziałem, wiedziałem.

 -  Co? –  Ron gapił się na niego, a Hermiona usiadła lekko zmartwiona.

 -  Co widziałeś i skąd to wiesz?

 - Ujrzałem go, jak dowiaduje się o pucharze. Ja …ja byłem w jego umyśle.  – Harry przypomniał sobie zabójstwa. - Jest naprawdę wkurzony, ale i przestraszony. Nie może pojąć, skąd się dowiedzieliśmy, a teraz zamierza sprawdzić, czy pozostałe Horkruksy są bezpiecznie, głównie chodzi o pierścień. Uważa, że Hogwart jest najbezpieczniejszy, ponieważ jest w nim Snape, również dlatego, że będzie trudno zauważyć jak On się tam dostaje. Myślę, że sprawdzi go jako ostatniego, ale mógł być tam nadal przez kilka godzin. –

- Widziałeś może, gdzie to jest w Hogwarcie? – zapytał Ron wstając na nogi.

- Nie, koncentrował się, aby ostrzec Snape’a, nie myślał o tym gdzie to się znajduje –

- Poczekajcie – krzyknęła Hermiona, kiedy Ron złapał Horkruksa, a Harry wyciągnął Pelerynę Niewidkę.

- Nie możemy tak po prostu tam iść, nie mamy żadnego planu, a potrzebujemy go

- Musimy się ruszyć – powiedział stanowczo Harry. Marzył o śnie i o nowym namiocie, lecz było to na chwilę obecną niemożliwe.

- Wyobrażasz sobie, co zrobi Voldemort, kiedy dowie się, że pierścień i medalion znikły? Co, jeśli stwierdzi, że horkruksy nie są bezpieczne w Horwarcie i je stamtąd zabierze?

- Ale w jaki sposób się tam dostaniemy?

- Udamy się do Hogsmeade - powiedział Harry - i spróbujemy dowiedzieć się, jak chroniona jest szkoła.

- Hermiono, wskakuj pod pelerynę, musimy trzymać się teraz razem.

 - Ale nie pasujemy wzrostem.

- Będzie ciemno, nikt nie zauważy naszych stóp.

Ruch ogromnych skrzydeł odbił się echem przez czarną wodę. Smok napoił się i wzbił się w powietrze. Przerwali przygotowania, aby przyjrzeć się, jak wzlatuje coraz wyżej aż w końcu znika za pobliską górą. Hermiona ruszyła w kierunku Rona i Harry’ego i zajęła miejsce miedzy nimi. Harry zaciągnął Pelerynę Niewidkę i razem zniknęli w ciemności.

 
   
Dzisiaj stronę odwiedziło już 52 odwiedzający (61 wejścia) tutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja