Harry Potter i Insygnia smierci
 
  Strona startowa
  Forum Harry Potter 7
  Rozdział 01 - Czarny Pan Rośnie w siłę
  Rozdział 02 - In Memoriam
  Rozdział 03 - Dursleyowie Opuszczają dom
  Rozdział 04 - Siedmiu Potterów
  Rozdział 05 - Poległy wojownik
  Rozdział 06 - Ghul w Pidżamie
  Rozdział 07 - Testament Albusa Dumbledore'a
  Rozdział 08 - Wesel
  Rozdział 09 - Kryjówka
  Rozdział 10 - Opowieść Stworka
  Rozdział 12 - Magia to potęga
  Rozdział 13 - Komisja rejestracji Mugolaków
  Rozdział 14 - Złodziej
  Rozdział 15 - Zemsta Goblina
  Rozdział 16 - Dolina Godryka
  Rozdział 17 - Sekret Bethildy
  Rozdział 18 - Życie i kłamstwa Albusa Dumbledore'a
  Rozdział 19 - Srebrna Łania
  Rozdział 20 - Ksenofilius Lovegood
  Rozdział 21 - Opowieść o trzech braciach
  Rozdział 22 - Insygnia Šmierci
  Rozdział 23 - Dwór Malfoya
  Rozdział 24 - Wytwórca różdżek
  Rozdział 25 - Muszelka
  Rozdział 26 - Bank Gringotta
  Rozdział 27 - Ostatnia Kryjówka
  Rozdział 28 - Brakujące Lusterko
  Rozdział 29 - Zaginiony Diadem
  Rozdział 30 - Ucieczka Severusa Snape'a
  Rozdział 31 - Bitwa o Hogwart
  Rozdział 32 - Czarna Różdżka
  Rozdział 33 - Opowieść Księcia
  Rozdział 34 - Znowu w Zakazanym Lesie
  Rozdział 35 - King's Cross
  Rozdział 36 - Luka w Planie
  19 Lat Później
Rozdział 09 - Kryjówka

Wszystko zdawało się powolne i niewyraźne.
Harry z Hermioną skoczyli na nogi, wyjmując swoje różdżki. Część ludzi dopiero zaczynała sobie zdawać sprawę, że stało się coś dziwnego: ich głowy obracały się w kierunku srebrzystego kota, który zniknął. Cisza rozprzestrzeniała się jak fala wychodząca z miejsca pojawienia się Patronusa. Ktoś krzyknął. Harry i Hermiona rzucili się w panikujący tłum.
Goście biegali we wszyskich kierunkach; wielu z nich się deportowało; czary ochraniające Norę znikły.
- RON!, - zawołała Hermiona. - Ron, gdzie jesteś?
Przepychając się przez parkiet, Harry zobaczył pojawiające się zakapturzone postacie w maskach; następnie ujrzał podniesione różdżki Lupina i Tonks, słysząc jednocześnie ich krzyk: "Protego!", który odbijał się echem od wszystkich ścian.
- Ron! Ron! - zawołała Hermiona, niemal płacząc, w miarę, jak ona i Harry byli rozdzielani przez przerażonych gości; Harry chwycił jej rękę chcąc uniknąć rozdzielenia.
Nad ich głowami śmignęła smuga światła, czy to zaklęcia obronnego, czy czegoś groźniejszego, nie wiedzieli.
Ron w końcu się pojawił.
Złapał wolną rękę Hermiony, a Harry poczuł, że zaczyna się ona obracać w miejscu; dźwięki i światła zanikały w miarę jak ogarniała ich ciemność: jedyną rzeczą którą czuł, w miarę jak przeciskało go przez czas i przestrzeń, w dal od Nory i nadchodzących Śmierciożerców, być może nawet z dala od samego Voldemorta, była ręka Hermiony.
- Gdzie jesteśmy? - spytał Ron.
Harry otworzył oczy. Przez moment poczuł się, jak gdyby wcale nie opuścił wesela; Nadal wokół było pełno ludzi.
- Na ulicy Śmiertelnego Nokturnu - wydyszała Hermiona - Ruszmy się, po prostu się ruszmy, musimy znaleźć miejsce, gdzie moglibyście się przebrać.
Harry zrobił jak mówiła. Wpół szli, wpół biegli w górę ciemnej szerokiej ulicy, przeciskając się między nocnymi imprezowiczami, obok zamkniętych sklepów i z gwiazdami błyszczącymi nad ich głowami.
Dwupiętrowy autobus przejechał obok, a grupa wesołych klientów knajp gapiła się na nich, w miarę jak przebiegali obok; Harry i Ron nadal mieli na sobie szaty wyjściowe.
- Hermiono, nie mamy się w co przebrać - powiedział Ron, po tym jak młoda kobieta, wybuchła na jego widok chrypliwym śmiechem.
- Czemu nie upewniłem się, że zabrałem pelerynę niewidkę? - spytał sam siebie Harry, przeklinając swoją głupotę - Cały poprzedni rok nosiłem ją na sobie i...
- Wszystko w porządku, mam pelerynę i ubrania dla was obu - odrzekła Hermiona -
Po prostu spróbujcie się zachowywać normalnie, dopóki się nie ogarniemy.
Zaprowadziła ich w dół bocznej uliczki, a następnie w zacisze cienistej alejki.
- Gdy mówiłaś, że masz pelerynę i ubrania...- zaczął Harry, marszcząc brwi i spoglądając na Hermionę, która miała ze sobą jedynie paciorkową torebkę, w której teraz grzebała.
- Tak, są tutaj - powiedziała Hermiona, po czym, ku szczeremu zaskoczeniu Rona i Harrego, wyciągnęła spodnie jeansowe, sweter, a w końcu srebrzystą pelerynę niewidkę.
- Jak do....
- Zaklęcie Zwiększonej Pojemności - powiedziała Hermiona - Zawiłe, ale myślę, że mi się udało, zdołałam zmieścić tu wszystko, czego potrzebujemy!
Potrząsnęła delikatnie torebką, co brzmiało raczej, jakby ruszała ogromną paczką z towarem, słychać było ciężkie przedmioty walające się w środku.
- O, cholera, to pewnie książki- powiedziała zaglądając do środka -A miałam je poukładane w kolejności przedmiotów... No dobra... Harry, weź, proszę, pelerynę niewidkę. Ron, pospiesz się i przebierz...
- Kiedy to wszystko zrobiłaś?- spytał Harry, w czasie, gdy Ron zdejmował swoje szaty.
- Mówiłam ci, że w Norze, miałam najważniejsze rzeczy spakowane już od kilku dni, wiesz, na wypadek potrzeby szybkiej ucieczki. Spakowałam rano twój plecak, Harry, po tym jak się przemieniłeś i włożyłam do torebki... po prostu miałam przeczucie.
- Jesteś zdumiewająca, naprawdę - powiedział Ron, dając jej swoje zwinięte ubrania.
- Dziękuję - powiedziała Hermiona, uśmiechając się lekko podczas wpychania szat do torebki - Proszę, Harry, załóż wreszcie tę pelerynę!- Harry narzucił swoją pelerynę niewidkę na ramiona i przerzucił ją przez głowę, znikając.
Dopiero teraz zaczynał sobie uświadamiać, co się stało.
- Pozostali... wszyscy którzy byli na weselu...
- Nie możemy się o nich teraz martwić - szepnęła Hermiona. To Ciebie szukają Harry i wracając narazilibyśmy wszystkich na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
- Ona ma rację - powiedział Ron, jakby wiedział, że Harry będzie chciał się kłócić, choć nie wiedział jego twarzy. - Większość Zakonu jest tam, zaopiekują się wszystkimi.
Harry skinął głową, po czym, przypomniawszy sobie że nikt go nie widzi, odrzekł: "Taa".
Ale pomyślał o Ginny i poczuł lodowaty dreszcz strachu przebiegający mu po plecach.
- Chodźcie, nie powinniśmy stać w jednym miejscu - zauważyła Hermiona.
Poszli z powrotem na główną ulicę, przy której grupa mężczyzn po drugiej stronie śpiewała i machała do nich.
- Tak z ciekawości, czemu Śmiertelny Nokturn? - spytał Ron Hermionę.
- Nie mam pojęcia, to była pierwsza myśl, ale jestem przekonana, że tu, w świecie mugoli, jesteśmy bezpieczni, nie tu nas się spodziewają.
- Racja - odrzekł Ron rozglądając się - ale czy nie czujesz się trochę... na widoku?
- Dokąd teraz? - spytała Hermiona, kuląc się, po tym jak mężczyzna z drugiej strony ulicy zagwizdał głośno na nią.
- Raczej nie możemy zarezerwować pokoi w Dziurawym Kotle, czyż nie? A Grimmauld Place jest spalone, skoro Snape może się tam dostać... myślę, że możemy spróbować domu moich rodziców, chociaż tam też mogą nas szukać... ach, czy oni nie mogą się zamknąć?
- Wszystko w porządku, maleńka?- ryknął najbardziej pijany z mężczyzn po drugiej stronie- postawić ci drinka?
- Może gdzieś usiądziemy?- powiedziała Hermiona, widząc że Ron chce coś odkrzyknąć - Zobaczcie, tu będzie dobrze.
Była to mała, szpetna, całonocna kawiarnia.
Sztuczne blaty stołów były zatłuszczone, ale przynajmniej pomieszczenie było puste.
Harry pierwszy wśliznął się, Ron usiadł obok niego, a Hermiona na przeciwko nich, plecami do drzwi. Nie spodobało się jej to za bardzo -- co chwilę obracała głowę, zupełnie jakby dostała drgawek. Harry nie był zadowolony z przebywania w jednym miejscu; ruch dawał mu złudzenie, że posiadają cel. Pod peleryną czuł, że resztki eliksiru wielosokowego opuszczają go, jego ręce wracały do normalnego kształtu i długości.
Wyjął okulary z opakowania i je założył.
Po kilku minutach Ron powiedział:
- Jesteśmy blisko Dziurawego Kotła, jest zaraz za rogiem
- Ron, nie możemy! - od razu odrzekła Hermiona.
- Nie by tam zostać, ale by dowiedzieć się co się dzieje!.
- Wiemy co się dzieje! Voldemort przejął Ministerstwo, co jeszcze chcesz wiedzieć?
- Dobra, już dobra, to był tylko luźny pomysł!
Zapadła nieprzyjemna cisza.
Żująca gumę kelnerka przyczłapała i przyjęła od Hermiony zamówienie na dwie kawy cappucino: skoro Harry był niewidzialny, mogło wydać się dziwne zamawiać też dla niego.
Dwóch robotników weszło do kawiarni i siadło przy sąsiednim stoliku.
Hermiona ściszyła głos do szeptu.
- Mówię, że powinniśmy znaleźć spokojne miejsce i deportować się na jakąś wieś. Gdy już tam będziemy, możemy wysłać wiadomość Zakonowi.
- Umiesz tworzyć takiego gadającego Patronusa? - spytał Ron,
- Ćwiczyłam to, więc raczej tak.
- O ile nie narobi im to kłopotów, przecież mogli zostać już aresztowani. Boże, to odrażające - dodał Ron po łyku spienionej, szarawej kawy.
Kelnerka to usłyszała, spojrzała groźnie na Rona i poszła przyjąć zamówienia od nowych klientów. Większy z robotników, dość potężny blondyn, na którego Harry teraz patrzył, machnął by odeszła. Spojrzała na niego, jakby rzucił jakąś zniewagę.
- Wychodźmy, nie chcę pić tej lury - powiedział Ron - Hermiono, masz mugolskie pieniądze, by za to zapłacić?
- Tak, wzięłam swoje oszczędności z Funduszu Budowniczego, zanim przyjechałam do Nory - Założę się, że drobne są na samym dnie - westchnęła Hermiona sięgając po paciorkową torebkę.
Dwóch robotników wykonało te same ruchy, które odruchowo powtórzył Harry: cała trójka wyjęła różdżki. Ron, kilka sekund opóźniony w sytuacji, runął przez stół spychając Hermionę na bok ławki. Siła uderzenia zaklęć Śmierciożerców roztrzaskała pokryty kafelkami mur w miejscu, w którym przed chwilą była głowa Rona.
Harry, wciąż niewidzialny, krzyknął Drętwota!
Strumień czerwonego światła trafił potężnego blondyna w twarz, wskutek czego ten nieprzytomny opadł na ziemię.
Jego towarzysz, nie mogąc zobaczyć, kto rzucił zaklęcie, wycelował kolejne w Rona: lśniące, czarne liny wystrzeliły z końca różdżki i przywiązały stopy Rona do jego głowy.
Widząc to kelnerka krzyknęła i ruszyła ku drzwiom, jeszcze zanim Harry posłał kolejne zaklęcie obezwładniające w Śmierciożercę z krzywą twarzą, który skrępował Rona.
Zaklęcie jednak chybiło, odbiło się od okna i trafiło w kelnerkę, która upadła tuż przed drzwiami.
- Expulso! - ryknął śmierciożerca, a stolik przy którym stał Harry ekplodował: siła wybuchu uderzyła nim o ścianę i poczuł, że różdżka wypada mu z dłoni, a peleryna ześlizguje się.
- Pertificus Totalus!! - krzyknęła obok Hermiona i Śmierciożerca przewrócił się na twarz, jak posąg, by z dźwiękiem ogólnego chrzęstu uderzyć o ziemię, wśród harmidru popękanej porcelany, stołu i kawy. Hermiona wypełzła spod ławy, strzepując z włosów resztki szklanej popielniczki i trzęsąc się cała.
- D-diffindo - powiedziała celując różdżką w Rona, który wrzasnął z bólu, rozrywając spodnie i raniąc kolano.
- Och, najmocniej przepraszam, Ron, ręce mi się trzęsą! Diffindo!
Liny opadły rozerwane.
Ron wstał, trzęsąc rękami, chcąc przywrócić w nich czucie.
Harry podniósł swoją różdżkę i przedarł się przez gruzowisko do miejsca w którym potężny blondyn leżał bezwładnie na ławie.
- Powinienem był go rozpoznać, był w Hogwarcie w dzień śmierci Dumbledora.
Obrócił nogą drugiego Śmierciożercę; jego oczy przeskakiwały szybko między Harrym, Ronem i Hermioną.
- To Dołohow! - powiedział Ron. Poznaję go ze starych listów gończych. Wydaje mi się, że ten wielki to Thorfinn Rowle.
- Nieważne jak się nazywają! - powiedziała trochę przerażona Hermiona - Jak nas znaleźli? Co mamy teraz zrobić?
Jej panika w niewiadomy sposób zdawała się rozjaśniać Harremu w głowie.
- Zamknij drzwi, powiedział do niej, a ty Ron, wyłącz światła.
Spojrzał w dół na sparaliżowanego Dołohowa, myśląc intensywnie, w trakcie czego rozległ się szczęk zamykanych drzwi, a Ron przy użyciu Odświatłacza (dajcie swoje propozycje co do tego urządzenia) sprawił, że kawiarnia pogrążyła się w ciemnościach.
Harry usłyszał mężczyznę, który wcześniej zalecał się do Hermiony, a teraz wołał do innej dziewczyny.
- Co z nimi zrobimy? - szepnął Ron - zabijemy ich? Oni by nas zabili. Zresztą jeszcze trochę i by im się udało.
Hermiona wzdrygnęła się i zrobiła krok do tyłu.
Hary potrząsnął głową.
- Wystarczy, że usuniemy im wspomnienia - powiedział Harry.
- Tak będzie lepiej, to ich zbije z tropu.
- Jeśli byśmy ich zabili, byłoby oczywiste, że tu byliśmy.
- Ty tu rządzisz - powiedział z ulgą Ron - Ale nigdy nie rzucałem Zaklęcia Zapomnienia.
- Ani ja - powiedziała Hermiona - Ale znam teorię.
Wzięła głęboki, spokojny wdech, a następnie wycelowała różdżkę w czoło Dolohova i powiedziała Obliciate. Momentalnie oczy Dołohowa drgnęły i stały się senne.
- Genialnie! - powiedział Harry, klepiąc ją po plecach - Zajmij się drugim z nich i kelnerką, w trakcie, gdy ja i Ron posprzątamy.
- Posprzątamy? - spytał Ron, rozglądając się po częściowo zdemolowanej kawiarni - Dlaczego?
- Nie wydaje ci się, że mogą się zastanawiać, co się stało, jeśli obudzą się leżąc w miejscu wyglądającym jak po bombardowaniu?
- No dobrze, masz rację...
Ron mocował się przez chwilę z różdżką, ale w końcu udało mu się wyjąć ją z kieszeni.
- Nie dziwię się, że nie mogę jej wyjąć, Hermiono, spakowałaś stare jeansy, są za ciasne.
- Oj, tak mi przykro - syknęła Hermiona, a Harry usłyszał jak, w trakcie odciągania kelnerki od okna, komentuje pod nosem, gdzie w takim razie Ron powinien włożyć różdżkę. Gdy kawiarnia była przywrócona do wcześniejszego wyglądu, dźwignęli Śmierciożerców z powrotem na ławę i oparli tak, że patrzyli na siebie nawzajem.
- Jak oni nas znaleźli - spytała Hermiona, przeskakując wzrokiem między bezwładnymi mężczyznami - Skąd wiedzieli, gdzie jesteśmy?
Odwróciła się w stronę Harrego.
- Czy... czy myślisz, że to możliwe, że wciąż masz na sobie Tropiciela, Harry?
- Nie może mieć, powiedział Ron. Tropiciel znika w wieku siedemnastu lat, tak mówi prawo, nie można go nałożyć na dorosłego.
- Z tego, co ci wiadomo - powiedziała Hermiona - Co jeśli Śmierciożercom udało się go nałożyć na siedemnastolatka?
- Ale Harry nie był w pobliżu żadnego Śmierciożercy przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Kto w takim razie miałby z powrotem nałożyć na niego Tropiciela?
Hermiona nie odpowiedziała.
Harry poczuł się skażony, zatruty: czy to w ten sposób ich znaleźli?
- Jeśli ani ja, ani wy, gdy jesteście w moim pobliżu, nie możemy korzystać z magii bez ujawniania swojej pozycji... - zaczął Harry.
- Nie rozdzielamy się! - powiedziała stanowczo Hermiona.
- Potrzebujemy bezpiecznej kryjówki - powiedział Ron - Daj nam czas, by wszystko przemyśleć.
- Grimmauld Place! - powiedział Harry.
Pozostała dwójka spojrzała na niego z zaskoczeniem.
- Nie bądź głupi, Harry. Snape jest w stanie się tam dostać.
- Tata Rona powiedział, że rzucili tam klątwy przeciwko niemu, a nawet jeśli by miały nie zadziałać - powiedział z naciskiem, widząc, że Hermiona chce się kłócić - to co z tego? Szczerze, niczego tak teraz nie pragnę, jak spotkać Snape'a!
- Ale...
- Hermiono, o co ci jeszcze chodzi? To najlepsze rozwiązanie, jakie mamy. Snape jest tylko Śmierciożercą. Jeśli wciąż mam na sobie Tropiciela, zawsze będziemy mieć ich tłumy na karku, niezależnie od tego, gdzie pójdziemy.
Nie potrafiła nic odpowiedzieć, choć wyglądała, jakby chciała.
W czasie gdy otwierała drzwi kawiarenki, Ron użył Odświatłacza do przywrócenia światła w kawiarence.
Następnie, na znak Harrego, cofnęli zaklęcia rzucone na trójkę ofiar i zanim kelnerka, lub któryś ze Śmierciożerców, zdążyli zrobić coś ponad zaspałe przeciągnięcie się, Harry, Ron i Hermiona obrócili się w miejscu i ponownie znikli w kurczącącej się ciemności.
Kilka sekund później, Harry radośnie zaczerpnął powiertrza i otworzył oczy: stali teraz na środku znajomego, małego, szpetnego placyku.
Stare, rozklekotane domy zdawały się spoglądać na nich ze wszystkich stron.
Numer dwunasty był dla nich widoczny, dzięki temu, że dowiedzieli się o jego istnieniu od Dumbledora, jego Strażnika Tajemnicy.
Ruszyli w kierunku budynku, sprawdzając co kilka metrów, czy nikt ich nie śledzi, ani nie obserwuje.
Wbiegli na kamienne schody, a Harry stuknął drzwi wejściowe swoją różdżką.
Usłyszeli ciąg metalicznych trzasków i brzęków, a po chwili drzwi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem i weszli do środka.
Gdy Harry zamknął za sobą drzwi, staromodne lampy gazowe ożyły rzucając migoczące światło wewnąŧrz korytarza. Miejsce wyglądało tak, jak zapamiętał je Harry: dziwne, pełne pajęczyn, z kształtami głów skrzatów domowych rzucającymi osobliwe cienie na schody.
Długie, ciemne kurtyny zasłaniały portret matki Syriusza.
Jedyną rzeczą, która nie znajdowała się na swoim miejscu, był stojak z nogi trolla, który leżał teraz na boku, jak gdyby Tonks przed chwilą go przewróciła.
- Myślę, że ktoś tu był - szepnęła Hermiona, wskazując na stojak.
- To mogło się stać, gdy Zakon opuszczał to miejsce - odmamrotał Ron.
- A więc, gdzie są te klątwy, które rzucili przeciwko Snape'owi? - spytał Harry.
- Może aktywują sie tylko, gdy się tu pojawi? - zasugerował Ron.
Mimo to, pozostali obok siebie w przedpokoju, bojąc się wejść dalej.
- No dobrze, chyba nie możemy tu stać wiecznie - powiedział Harry robiąc krok naprzód.
- Severus Snape?
Głos Szalonookiego Moody'ego szeptał z ciemności sprawiając, że cała trójka odkoczyła do tyłu.
- Nie jesteśmy Snape'em, - krzyknął Harry, zanim coś świsnęło nad nim jak zimne powietrze, a jego język zwinął się w tył, czyniąc mówienie niemożliwym.
Szybciej jednak, niż zdążyłby otworzyć usta, język rozwinął się.
Pozostała dwójka wydawała się doświadczać tego samego, nieprzyjemnego uczucia.
Ron wydawał dźwięki, jakby miał mdłości; Hermiona zaś wybełkotała: to m-musi b-być Pułapka Zlepionego Języka, którą Szalonooki zastawił na Snape'a!.
Harry ostrożnie zrobił jeszcze jeden krok.
Coś wysunęło się z cienia przy końcu pomieszczenia i zanim którekolwiek z nich zdołało coś powiedzieć, postać wyrosła z chodnika, wysoka, w kolorze kurzu i okropna; Hermiona krzyknęła, podobnie pani Black, po uprzednim rozchyleniu się kurtyn; szara figura sunęła ku nim coraz szybciej, z włosami do pasa i brodą ciągnącą się z tyłu, z wklęsłą twarzą, bez skóry, z pustymi oczodołami: przerażająco podobna, paskudnie zmieniona, podniosła zniszczoną rękę wskazując na Harrego.
- Nie! - krzyknął Harry i chociaż z podniesioną różdżką, to nie mając zamiaru używać zaklęcia - Nie! To nie byliśmy my. My Pana nie zabiliśmy!!
Na słowo zabliliśmy, postać wybuchła w wielkim tumanie kurzu: kaszląc i z łzami w oczach, Harry rozejrzał się, by zobaczyć Hermionę kucającą na podłodze z rękami nad głową i Rona, który trząsł się od stóp do głowy, niezgrabnie klepiąc ją po ramieniu i mówiąc:
- Wszystko w p-porządku, nie m-ma jej.
Kurz zawirował wokół Harrego niczym mgła, przysłaniając niebieskie światło lamp, podczas gdy pani Black nie przestawała krzyczeć.
- Szlamy, brudy, plamy na honorze, skazy hańbiące dom moich przodków.
- ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknął Harry, celując w nią różdżką, a czerwony snop iskier z hukiem zasłonił zasłony uciszając ją.
-To.. by...był - zapiszczała Hermiona, w czasie gdy Ron pomagał jej wstać.
Taa - przyznał Harry. - Ale to chyba nie był naprawdę on. Raczej coś żeby wystraszyć Snape'a.
- Czy to zadziałało - zastanawiał się Harry - Czy Snape zdołał już usunąć zjawę z taką łatwością z jaką zabił prawdziwego Dumbledora?
Wciąż czując napięte nerwy, zaprowadził pozostałą dwójkę w górę holu , w głębi duszy spodziewając się pojawienia czegoś strasznego, lecz nie poruszyło się nic za wyjątkiem myszy sunącej się wzdłuż listwy przypodłogowej.
- Myślę, że zanim pójdziemy dalej, powinniśmy najpierw się upewnić - zapiszczała Hermiona i unosząc różdżkę powiedziała - Komenum revelio.
Nic się nie wydarzyło
No cóż to chyba przez to, że przeżyłaś przed chwilą wielki szok - powiedział uprzejmie Ron. - Jak to zaklęcie powinno zadziałać?
-Zadziałało dokładnie tak jak chciałam! - odpowiedziała raczej wymijająco. - To zaklęcie ujawniające obecność ludzi, i nie ma tu nikogo oprócz nas!
- I starego Zakurzonego - powiedział Ron, spoglądając na łatę dywanu z której wystawało coś przypominającego ludzkie zwłoki.
-Chodźmy na górę - powiedziała Hermiona z wystraszoną miną, gdy to zobaczyła i poprowadziła ich po skrzypiących schodach na pierwsze piętro.
Machnęła różdżką by zapalić stare lampy i drżąc lekko z powodu przeciągu, usiadła na sofie obejmując się ciasno rękoma. Ron podszedł do okna i przesunął na bok o cal ciężkie, aksamitne zasłony.
- Nie widzę tam nikogo - stwierdził. -Myślicie, że jeżeli Harry ciągle ma Tropiciela na sobie to oni wyśledzili nas tutaj. Wiem,że nie mogą wejść do domu, ale...Coś nie tak Harry?
Harry wydał z siebie krzyk bólu: blizna zapiekła go, gdy coś przeleciało przez jego umysł niczym jasne światło po wodzie.
Zobaczył on duży cień i poczuł w sobie obcą furię, która przeszyła każdy funt jego ciała, gwałtownie niczym wstrząs elektryczny.
- Co zobaczyłeś? - zapytał Ron. - Widziałeś go u mnie?
- Nie, poczułem tylko złość - jest bardzo rozzłoszczony.
Ale to mogło być w Norze - powiedział głośno Ron. - Co jeszcze? Widziałeś coś? Rzucał na kogoś klątwę?
- Nie wiem, poczułem tylko jego złość.
Harry czuł się udręczony i zmieszany, a na dodatek Hermiona zaczęła pytać go przerażonym głosem.
- Znowu twoja blizna? Ale co się stało? Myślałam, że to połączenie zostało zamknięte!
- Było przez pewien czas - wymamrotał Harry, którego nadal bolała blizna co nie pozwalało mu się skoncentrować.
- Myślę że otwiera się zawsze gdy on traci kontrolę. Tak to zwykle działa.
- Ale powinieneś zamykać swój umysł! - powiedziała cieńkim głosem Hermiona. - Harry, Dumbledore nie chciał żebyś używał tego połączenia, chciał żebyś je zamknął, dlatego powinieneś używać Oklumencji! W przeciwnym wypadku Voldemort może umieścić w twoim umyśle fałszywe obrazy.
-Taa dzięki, ale pamiętam o tym - wycedził Harry przez zaciśnięte zęby.
Nie potrzebował Hermiony by przypomnieć sobie jak Voldemort użył tego samego połączenia by zwabić ich w pułapkę, skutkiem czego zgiął Syriusz. Żałował, że opowiedział im o tym co zobaczył i poczuł, bo sprawiło to ,że Voldemort przeraził ich tak jak gdyby przed chwilą zajrzał przez okno do pokoju. Tym czasem Harry dalej walczył z narastającym bólem blizny. Było to jak próba zwalczenia nasilającej się choroby. Odwrócił się plecami do Rona i Hermiony, pod pretekstem przestudiowania wiszącego na ścianie gobelinu z drzewem rodowym Blacków. Hermiona wrzasnęła. Harry odwrócił się na pięcie i zobaczył srebrnego Patronusa przelatującego przez okno salonu Zatrzymał się on tuż nad podłogą i przyjął postać łasicy, mówiącej głosem ojca Rona
- Rodzina jest bezpieczna, nie odpowiadajcie, jesteśmy obserwowani.
Patronus rozpłynął się w nicość. Ron wydając z siebie dźwięk na pograniczu pisku i jęku, opadł na sofę: Hermiona usiadła obok niego i chwyciła go za dłoń.
- Nic im nie jest! - zapiszczała Hermiona, a Ron poczuł ulgę i przytulił ją do siebie.
- Harry... jaa... - powiedział przez ramię Hermiony.
- Znakomicie cię rozumiem – powiedział Harry, którego ból głowy przyprawiał o mdłości. – To twoja rodzina, oczywiście że się o nią martwiłeś. Ja czułbym to samo. Wtedy pomyślał o Ginny i poprawił się – Ja czuje to samo.
Ból jego blizny osiągnął szczyt, paląc go w ten sam sposób jak wcześniej w ogrodzie Nory. Osłabiony usłyszał głos Hermiony
– Nie chcę być zdana sama na siebie. Moglibyśmy użyć śpiworów, które przyniosłam i przenocować dzisiaj tutaj. Usłyszał jak Ron się zgadza. Nie mógł już dużej znieść bólu. Musiał mu ulec.
-Łazienka – wymamrotał i opuścił pokój najszybciej jak tylko potrafił nie biegnąc.
Ledwie mu się udało: drżącymi dłońmi zatrzasnął za sobą drzwi i chwyciwszy się za ciążącą mu głowę upadł pogrążony w agonii. Poczuł jak jego dusza pogrąża się w obcej wściekłości. Zobaczył długi pokój oświetlony jedynie przez światło kominka i wysokiego Śmierciożercę o blond włosach. Krzyczał on i wił się po podłodze, a nad nim unosiła się mniejsza postać z wyciągniętą różdżką. Harry przemówił wysokim, zimnym i bezlitosnym głosem.
-Chcesz więcej Rowle, czy zakończymy to i nakarmię tobą Nagini. Lord Voldemort nie jest pewien czy ci to tym razem wybaczyć… Skontaktowałeś się ze mną by przekazać mi, że Harry Potter znowu uciekł? Draco pokarz mu jeszcze raz jak bardzo jesteśmy niezadowoleni… Zrób to albo sam poczujesz mój gniew!
Do ognia wpadło drewienko.
Płomienie wzniosły się rzucając światło na przerażoną wpatrzoną się w jeden punkt bladą twarz – czując jakby wynurzał się z głębokiej wody, Harry wziął kilka oddechów i otworzył oczy.Leżał na zimnej podłodze z czarnego marmuru z nosem o zaledwie cale od ogonów srebrnych węży podtrzymujących ogromną wannę. Podniósł się. Nadal miał przed oczami obraz wychudzonej, sparaliżowanej twarzy Malfoya. Poczuł się okropnie na myśl o tym do czego Voldemort wykorzystuje Draco'a.
Rozległo się ostre pukanie do drzwi. Harry podskoczył, gdy głos Hermiony oznajmił
– Harry, potrzebujesz może swojej szczoteczki? Mam ją tutaj.
– Taa, wielkie dzięki – powiedział starając się by jego głos zabrzmiał naturalnie.
Wstał i wpuścił ja do środka.

 
   
Dzisiaj stronę odwiedziło już 44 odwiedzający (52 wejścia) tutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja